opowieść myszy Matyldy z cytatem Adama Mickiewicza

Działo się to dawno, dawno temu. W karczmie „Pod tłustą gąską” żył sobie mysi chłopiec. Rodzina nazywała go Wścibikiem, bo wszędzie wścibiał swój pyszczek. Całymi dniami penetrował spiżarnię albo polował na okruszki pod stołami.

Największym jego marzeniem było… latanie. Próbował się tego nauczyć od „latającej myszy”, czyli nietoperza. Niestety, okazało się, że nie można mysich łapek przemienić w skrzydła. Przykleił sobie do ramion pióra, które kury zgubiły na podwórzu. Ale one też nie uniosły go w powietrze.

Lepiej mu szło zdobywanie jedzenia. Był tak pewny siebie, że w biały dzień przemykał między ławami w poszukiwaniu smakołyków!

Pewnego dnia mysi chłopiec znalazł pod stołem prawdziwy rarytas – plasterek kiełbasy, który upuścił nieuważny gość. Chwycił go w pyszczek i… uniósł się w powietrze. Nie, nie spowodowała tego zaczarowana kiełbasa, która po zjedzeniu dodawała skrzydeł. To kot chwycił gryzonia w pysk i porwał w górę.

– Puszczaj, puść, mnie morderco!- Wścibik piszczał i wyrywał się, ale szczęki drapieżnika były silniejsze. Już miał się poddać, już żegnał się z życiem, gdy…

– Hej, futrzaku!- usłyszał nad sobą.- Nie wstyd ci napadać na biedną myszkę, kiedy w sieni masz pełną miskę jedzenia?!

Wścibik ujrzał nad sobą… twarz wąsatego szlachcica. U boku miał szablę, a na głowie czapkę z czaplim piórem.

Zaskoczony kot wypuścił ofiarę z pyska, a mężczyzna wyciągnął zza pasa magiczną różdżkę. Skierował ją w stronę kota, wyszeptał zaklęcie i w jednej chwili zamienił mruczka w… koguta.

– Teraz przekonasz się, co to znaczy być traktowanym jak obiad- powiedział szlachcic.- Wolisz wylądować w rosole, czy zostać pieczenią?

Przemieniony kot zamiauczał, a właściwie miał zamiauczeć, bo z ptasiego gardła wydobyło się chrapliwe „kukuryku!”. Przestraszony… wskoczył na parapet i czmychnął przez uchylone okno.

– Szlachetny panie!- powiedział gryzoń, kiedy otrząsnął się ze zdumienia.- Mam na imię Wścibik i dziękuję ci za uratowanie mojego mysiego życia. W dowód wdzięczności ślubuję ci wierność i służbę do końca swoich dni.

– Przyjmuję twoją przysięgę- uśmiechnął się szlachcic.- Chociaż nie wiem, jak mógłbym wykorzystać te szczere chęci. Ale pozwolisz, że najpierw skończę tę pieczeń z gąski. Nigdzie nie przyrządzają jej tak smakowicie, jak w tej karczmie. Poczęstujesz się? Oczywiście, że tak. Zatem kiedy dokończymy obiad, wskakuj do sakwy. Zostaniesz moim asystentem.

Wybawcą mysiego chłopca okazał się mistrz Twardowski, znakomity czarodziej i uczony. Znany był z tego, że wędrował po całej Polsce. A gdzie się zjawił, z dobrego serca leczył ludzi, wspierał biedaków i godził spory.

Odtąd jego wiernym towarzyszem wędrówek był Wścibik. Kiedy przybywali do jakiegoś miasta, mysi chłopiec ruszał na zwiady. Rozmawiał z miejscowymi myszami. A jak wiadomo, gryzonie wszędzie się wcisną, wszystkich znają i wszystko o nich wiedzą. A kiedy zwiadowca zebrał potrzebne informacje, przekazywał je czarodziejowi.

– Ten Twardowski to jest prawdziwy jasnowidz!- dziwili się potem ludzie.- Od razu rozpoznaje, kto jest w potrzebie, a kto udaje biedaka. Wie, kto lubi zgodę, a kto jest kłótnikiem.

Jak się domyślacie, była w tym wielka zasługa małej myszki. Niestety, nawet mistrzowi Twardowskiemu nie udało się spełnić marzenia swojego asystenta i przemienić go w latające zwierzę.

Pewnego razu pan Twardowski z szarym towarzyszem zajechali do karczmy „Pod tłustą gąską”, w której się poznali. Czarodzieja skusiła pyszna pieczeń z tytułowego ptaka. Wścibik chciał odwiedzić rodzinę.

Ledwo Twardowski zasiadł za stołem, pojawił się karczmarz. Jego twarz wydała się szlachcicowi dziwnie znajoma.

– Nie poznajesz mnie, panie Twardowski?- zapytał ze złośliwym uśmieszkiem i zdjął z głowy czapkę. Z czarnej skołtunionej czupryny wystawały… diabelskie rogi.

– Aaa. Witam pana Mefistofelesa- mruknął czarodziej, który wcale nie był zachwycony niespodzianką.- Czymże mogę służyć wysłannikowi piekła?

– Duszą, drogi panie, własną duszą.  

Czart miał rację. Pan Twardowski marzył o zdobyciu wiedzy, jakiej w najlepszych szkołach nie przekazywano. Pragnął także posiąść wielkie magiczne moce. Diabły dowiedziały się o jego pragnieniach i ich wysłannik złożył mistrzowi ofertę. Szlachcic podpisał z czartem piekielną umowę, czyli cyrograf. Piekło obdarzyło go czarodziejskimimocami. W zamian mag miał oddać diabłom swoją duszę.

– Liczyliśmy, że będziesz rzucać uroki- powiedział w karczmie Mefistofeles.- Byliśmy pewni, że wywołasz na ziemi głód i wojny. A co widzimy? Waszmość chorych leczysz, biedaków groszem wspierasz, a spory gasisz. Prawdziwy anioł z piekielnymi mocami!

– Jakże mi przykro, że zawiodłem twego pana Belzebuba- powiedział czarodziej z udawaną powagą.

– Wcale ci nie przykro!- warknął diabeł.- Pamiętaj, że podpisałeś cyrograf – umowę, że w zamian za diabelskie zdolności oddasz nam swoją duszę.

– Oczywiście, dałem szlacheckie słowo i obietnicy dotrzymam- zapewnił go Twardowski.- Ale chyba mam się oddać w wasze ręce, kiedy będę w Rzymie. Piękne miasto, wiele zabytków… Pewnie się tam kiedyś wybiorę, a wtedy…

Diabeł pochylił się nad szlachcicem i wysyczał gniewnie:

Ta karczma Rzym się nazywa…

Kładę areszt na Waszeci!

– Niedawno kupiłem ten lokal i zmieniłem jego nazwę – bies wskazał na tablicę, która wisiała nad szynkiem. Na desce widniał czarny napis „Rzym”.

– Wiedziałem, że prędzej czy później zawitasz do tej karczmy na ulubioną pieczeń z gęsi- triumfował diabeł.- No i zawitałeś, i wpadłeś w moje ręce.

„Zachciało mi się przysmaków- pomyślał Twardowski.- Przez swoje obżarstwo na wieki wyląduję w kotle ze smołą. Ale spróbuję zagrać na zwłokę.”

– A co dokładnie jest w tym cyrografie napisane o duszy i Rzymie?- spytał szlachcic.- Trochę już czasu minęło i nie wszystko dobrze pamiętam…

– Spodziewałem się, że będziesz się Waćpan próbował wykpić- oświadczył rogaty karczmarz-  i jestem na to przygotowany. Już pokazuję cyrograf na byczej skórze, podpisany przez ciebie imieniem i nazwiskiem. Oto on!

Wysłannik piekła sięgnął po swoją czarną aktówkę. Zagłębił w niej rękę…

– Do czarta!- zaklął i wsadził do środka całą rogatą głowę…

– Zapomniałem! Poczekaj Waćpan chwilę, skoczę do piekła i przyniosę…

– Nie ma pośpiechu- zapewnił diabła Twardowski.- Ja w tym czasie dokończę tę pyszną gęsinę.

Buchnęło dymem, grzmotnęło – i Mefistofeles zniknął. Wtedy do uszu czarodzieja dobiegł cichy pisk.

– Umieeeram!

Twardowski schylił się pod ławę i wyciągnął spod niej… Wścibika. Asystent nie wyglądał najlepiej. Był blady, a brzuszek miał wzdęty jak balon.

– Co ci się stało, przyjacielu?

– Kiedy rozmawialiście… wślizgnąłem się do sakwy diabła- wyjęczał mysi chłopiec.- Znalazłem cyrograf… i szybko go zjadłem!

– To znaczy, że… Uratowałeś mnie!- ucieszył się szlachcic.

– Spłaciłem dług wdzięczności- jęknął Wścibik.- Ale cyrograf był zatruty i teraz umieram… A ty uciekaj, mistrzu.

– Umowa z piekłem nie była zatruta, tylko ciężkostrawna- zapewnił chorego Twardowski, kiedy go zbadał.- A ja nie zostawię cię w potrzebie, tylko wyleczę.

Następnego dnia o świcie pan Twardowski z całkiem zdrową myszą na ramieniu wyszedł przed karczmę.

– Hej, koguciku, myślałem, że dawno wylądowałeś w rosole!- krzyknął.

Jak się domyślacie, przywitał tymi słowy kota, którego kiedyś zamienił w koguta. Siedzący na płocie ptak żałośnie ni to zapiał, ni to zamiauczał. Przerażony zeskoczył na ziemię i próbował umknąć, ale czarownik był szybszy.

– Hej, koguciku, myślałem, że dawno wylądowałeś w rosole!- krzyknął.

Jak się domyślacie, przywitał tymi słowy kota, którego kiedyś zamienił w koguta. Siedzący na płocie ptak żałośnie ni to zapiał, ni to zamiauczał. Przerażony zeskoczył na ziemię i próbował umknąć, ale czarownik był szybszy.

– Marzyłeś, aby ujrzeć ziemię z lotu ptaka- powiedział do Wścibika.- To niech się spełni twoje życzenie. Lecimy! Naprzód kocie-kogucie! Na księżyc!

I polecieli. Wszyscy pamiętają, że pierwszym człowiekiem na Księżycu był Polak pan Twardowski, a rolę statku kosmicznego pełnił… kogut. Mało kto wie, że drugim zdobywcą kosmosu była mysz. Ale to nieistotne. Najważniejsze, że spełniło się marzenie Wścibika – uniósł się w powietrze.

***

A Mefistofeles? Stał się pośmiewiskiem całego piekła jako jedyny diabeł w historii, któremu zginął cyrograf. Podobno do dzisiaj błąka się po królestwie ciemności w poszukiwaniu tego dokumentu, powtarzając:

Ta karczma Rzym się nazywa

Kładę areszt na Waszeci!

Il. pngegg.com

Lalka została wykonana w Warsztacie Terapii Zajęciowej w Kamieniu Wielkim. Zaprojektowała ją wolontariuszka Zuzanna Cichosz.

© Copyright Władysław Wróblewski. Treści objęte prawem autorskim. Wszelkie prawa zastrzeżone. Powered by Content Management System. Created by: Pantkowski Design.