Matylda i królowa Rechotka
Mysz Matylda miała wiele towarzyskich zaległości. Nie wynikały one z lekceważenia przyjaciół, ale z braku czasu. Nasza bohaterka bowiem prowadziła szkołę dla domowych zwierząt. Uczęszczało do niej troje uczniów: mała muszka, młody mól i szczurek z sąsiedztwa.
Szara nauczycielka prowadziła lekcje, a po powrocie do norki przygotowywała następne zajęcia i sprawdzała klasówki. Zajmowało jej to cały dzień.
Brakowało jej wędrówek po ogrodzie, w którym obiecała sobie obserwować wszystkie zmiany. Czasami wiosną, kiedy okno było otwarte, słyszała głośne „recho-rech!”.
– Oho, żaby w oczku wodnym zaczęły sezon godowy- powiedziała kiedyś Helenka.
Matylda nie wiedziała co to takiego, ale nie miała czasu sprawdzać w książkach. Wiadomo: obowiązki. Dopiero pierwszego dnia wakacji wyrwała się z domu do ogrodu. Nad brzegiem oczka wodnego spotkała swoją przyjaciółkę, księżniczkę Rechotkę.
– Witaj Matyldo, dawno cię nie było- stwierdziła żabka.- Jak ci się podoba lato w moim wodnym królestwie?
– Pięknie tu, ale tobie chyba nieprzyjemnie pływać w towarzystwie tego paskudztwa. Brrr!
W całym oczku pływały tłumy stworków. Wyglądały jak duże czarne przecinki z ruchomymi ogonkami.
– To są moje dzieci – kijanki- powiedziała z dumą Rechotka.
Zapadła krępująca cisza.
– Wiem, że nie wszystkim muszą się podobać- zapewniła myszkę żaba.- Ale dla mnie są najpiękniejsze.
– Nie wiedziałam, że zostałaś matką- zmieniła temat myszka.
– Wiosną zaczął się żabi sezon godowy. Przybywali do mojego oczka wodnego różni panowie i rechotali „recho-rech, recho-rech, recho-rech”. Niestety, żaden zalotnik nie przypadł mi do gustu.
– Ani jeden?- zdziwiła się chrobotka.
– Ani jeden- potwierdziła księżniczka.- Do czasu, kiedy zjawił się on – książę z bajorka w parku. Miał śliczne, wyłupiaste oczka. A jak zaśpiewał miłosne „Recho-recho-rech”… Do dzisiaj, kiedy sobie to przypomnę, drżą mi łapki. No i miał bardzo dobry gust – ze wszystkich żabek w okolicy wybrał właśnie mnie! Przyjęłam jego oświadczyny i zostaliśmy małżeństwem – królem i królową sadzawki. A te kijanki to owoc naszej miłości. Niedługo przeobrażą się w żabki. O, spójrz, jednej już wychodzą tylne nóżki. Wykapany tata!
– Pewnie masz dużo pracy jako mama takiej gromady- domyśliła się myszka.- No wiesz, pilnowanie, karmienie, przytulanie…
– Nic podobnego- zapewniła ją przyjaciółka.- Moje dzieci radzą sobie same.
– Wybacz, proszę, ale nie wyglądasz mi na zbyt troskliwą matkę- stwierdziła Matylda.
– Wręcz przeciwnie, jestem bardzo opiekuńcza!- oświadczyła królowa.- Przede wszystkim wybrałam dla nich wspaniałego tatę. Dzięki temu są urodziwe i zdrowe. Skrzek, czyli żabie jajeczka, złożyłam w pięknym oczku wodnym. Mają tu czystą wodę i różne żyjątka do jedzenia. No i zapewniłam im najlepszego ochroniarza, czyli psa Reksa. Żaden kocur ani zaskroniec nie wsadzi tu pyska!
– I to wszystko?- upewniła się chrobotka.
– Wiem, że wy, ssaki, rozpieszczacie swoje dzieci- powiedziała żaba.- Ale my uczymy je samodzielności już od kijanki.
***
Po powrocie do norki Matylda mocno przytuliła się do mamy.
– Jak to dobrze, że nie jestem kijanką, a ty mamą żabą- szepnęła.
– Ja także się z tego cieszę- uśmiechnęła się pani mysz i pocałowała córeczkę.- A teraz siadaj do stołu. Czas na obiad.
Lalki made in Warsztat Terapii Zajęciowej w Kamieniu Wielkim, proj. Milena Stankiewicz i Zuzanna Cichosz.
Grafiki: pngegg