Matylda na wojnie

W pewną księżycową noc mysz Matylda wybrała się na spacer po kuchni. Najpierw spenetrowała wszystkie kąty. (Pilnie uważała, by nie uszkodzić pajęczych sieci.) Później udała się pod stół, gdzie zwykle ludzie zostawiali dla niej okruszki. Ale zamiast drobin chleba zauważyła w tym miejscu coś ciemnego… I to „coś” się ruszało!

– Baaa-czność!- usłyszała stanowczy głos.

Czarna plama… znieruchomiała! Matylda podeszła bliżej. Okazało się, że to „coś” składa się z wielu „cosiów”. Każde było czarne, każde posiadało długie czułki i trzy pary odnóży.

– Jestem kapitan Ogryzek- przedstawił się największy z przybyszów.- Dowódca kompanii karaluchów.

– Bardzo mi miło, Ogryzku- powiedziała myszka.

– Kapitanie.

– Kapitanie Ogryzku- poprawiła się chrobotka.- Jak jestem Matylda. Czy wolno mi zapytać, co robicie w naszej kuchni?

– Teren został zajęty i przejęty przez moją kompanię. To już nie jest wasza kuchnia.

– Co takiego? Jakim prawem?!- oburzyła się myszka.

– Prawem wojny. Proszę opuścić lokal. Jeśli nie, to wydam rozkaz usunięcia cię siłą.

– Tylko spróbuj, to jak ci przyłożę…

– Odwrót!- krzyknął kapitan i w jednej chwili… karaluchy zniknęły. Pochowały się w zakamarkach tak małych, że nawet myszka nie potrafiła ich wypatrzyć. Został tylko jeden.

– A ty dlaczego nie uciekłeś?- zainteresowała się Matylda.

– Wojsko nigdy nie ucieka- wyjaśnił żołnierz.- Wojsko wycofuje się na z góry przygotowane dogodniejsze pozycje.

– To dlaczego się nie wycofałeś?- drążyła temat myszka.

– Nie wyglądasz groźnie, a chciałem cię poznać. Jesteś pierwszą myszą, jaką spotkałem. Zapomniałem się przedstawić. Jestem starszy karaluch Śmiecik.

– Dlaczego chcesz nam odebrać kuchnię?

– Jestem żołnierzem. Niczego nie chcę, a jedynie wykonuję rozkazy. Myszka prychnęła gniewnie i wróciła do nory.

***

– Sytuacja stała się nie do zniesienia!- narzekał tata Matyldy.- Jestem w kuchni, zbliżam się do stołu i co? Okruszki obsiadły te czarne potwory! Na mój widok wieją do dziurek, w które nawet mysz się nie wśliźnie. Ale ledwo odwrócę głowę, one są przy moim posiłku. Tak się nie da żyć! Kiedy idę na obiad, sprawdzam, czy w domu nie ma ludzi i kontroluję kocura. A teraz muszę się jeszcze szarpać z owadami!

– Ależ kochanie, taka sytuacja nie może trwać wiecznie- uspokajała go żona.

– Dzisiaj wybiorę się do piwnicy- oświadczyła Matylda.- Szczur Gryzomir na pewno nam pomoże.

***

– Wyjadają nam jedzenie!- poskarżyła się myszka sąsiadowi.- Zostały nam tylko książki z regału. Ale przyznaj, ile można jeść sam papier?

– Karaluchy? Hmmm…- zastanowił się gryzoń.- Znam temat. Były tu za czasów mojego przodka Gryzomira Dwieście Sześćdziesiątego. Od dawna nie zaglądają do naszej piwnicy, bo w niej nie ma jedzenia. To znaczy jest, bo gospodarze domu składują tu zapasy na zimę, ale one są zamknięte w słoikach. A ja posilam się na zewnątrz. A jeśli już coś przyniosę, zjadam do czysta. Niektórzy ludzie również tak robią – nie śmiecą. Z idealnej kuchni karaluchy znikają, bo nie mają co jeść.

– Ale wtedy dla myszy też nic nie zostaje!- krzyknęła zrozpaczona chrobotka.- Dla nas nie ma nic gorszego niż czysta kuchnia!

- Przyniosłem trochę jedzenia z podwórka. Zjedz, ile chcesz, a resztę zabierz dla swojej rodziny. Jakoś musicie przeżyć ten najazd.
- Dziękuję, Gryzomirze, jesteś prawdziwym przyjacielem.
***
- W nogi! Ratuj się, kto może! A psik, psik!- o świcie zbudziły Matyldę krzyki i pokasływania.
- No i stało się- wyjaśnił jej brat Błażej.- Ludzie spryskali kuchnię jakimś świństwem.
Myszka wychyliła głowę z norki i ujrzała przed wejściem… kompanię karaluchów. Wszystkie kaszlały i kichały, a w powietrzu unosił się nieprzyjemny zapach…

– Baczność, a psik!- przemówił kapitan Ogryzek.- Żołnierze! Podstępny wróg nie stanął do honorowej walki. Zaatakował nas bronią chemiczną. Starszy karaluch Śmiecik śmiało stanął do boju i odniósł poważne obrażenia. Śmieciku! W uznaniu bohaterskiej postawy awansuję cię do stopnia kaprala!

– Ku chwale kompanii! A psik!- z trudem wykrztusił żołnierz.

– Przegrupowujemy się- zdecydował dowódca i zwrócił się do Matyldy.- Żądam… A psik, psik!

– Co takiego?- oburzyła się myszka.

– Proszę- poprawił się owad- o możliwość przejścia przez wasze nory i korytarze.

– Jak pan kapitan sobie życzy- uprzejmie odpowiedziała chrobotka i odsunęła się od wejścia.

Karaluchy mijały ją, zataczając się i kaszląc. Na miejscu pozostał jedynie Śmiecik. Wyglądał najgorzej z całej kompanii. Ledwo powłóczył odnóżami.

– Gratuluję awansu- powiedziała myszka.- Jesteś pierwszym bohaterem, jakiego osobiście poznałam.

– Eee, dziękuję… A psik! Ale tak naprawdę, to zagapiłem się i człowiek zdzielił mnie zwiniętą gazetą.

– A kapitan Ogryzek?

– On wycofał się jako pierwszy. Bo wiesz, jest dowódcą, jego życie jest najcenniejsze.

– Przykro mi, że tak cierpisz.

– Za parę dni wydobrzeję- zapewnił myszkę owad.

– Dlaczego nie rzucisz takiego życia?- spytała Matylda.

– Jestem żołnierzem. Nie mogę porzucić służby. To by była dezercja.

– Jeśli zmienisz zdanie, możesz zamieszkać u nas. Zbudowałam specjalną norkę dla bezdomnych myszy, ale dla karalucha także się nada.

– Dziękuję, może kiedyś? Do zobaczenia, myszko Matyldo.

– Do zobaczenia, kapralu Śmieciku.

***
Tej nocy Matylda długo nie mogła zasnąć. Nurtowała ją jedna myśl. Jako biblioteczna mysz trafiła kiedyś na książki poświęcone wojnom. Przeczytała w nich o żołnierzach, którzy zawsze nosili piękne mundury. Ach, jak oni dumnie maszerowali przed wodzami z rozwiniętymi sztandarami! A potem oczywiście dokonywali bohaterskich czynów. Ale jedyna wojna jaką widziała, wojna o kuchnię, wyglądała zupełnie inaczej.
Rano zbudziły myszkę krzyki brata Błażeja:
- Chodźcie, chodźcie szybko! Ludzie spieszyli się do szkoły i pracy. Nakruszyli pod stołem, że hej! Kocur śpi pod kaloryferem, a po karaluchach ani śladu.

il. pngegg
Lalki zostały wykonane w Warsztacie Terapii Zajęciowej w Kamieniu Wielkim. Zaprojektowały je instruktorka Milena Stankiewicz (mysz Matylda) i wolontariuszka Zuzanna Cichosz (szczur Gryzomir, karaluch i tata Matyldy).

© Copyright Władysław Wróblewski. Treści objęte prawem autorskim. Wszelkie prawa zastrzeżone. Powered by Content Management System. Created by: Pantkowski Design.