Matylda w obcej norze
Matylda dostrzegła ją w ostatniej chwili: kamionka, czyli kuna domowa, morderca gryzoni! Myszka pomknęła jak strzała po belce biegnącej wzdłuż strychu, ale wróg był tuż-tuż. Zeskoczyła na zwinięty chodnik – a kuna za nią.
Nagle dostrzegła na ścianie ciemną plamę. Dziura! Wskoczyła do środka, a za nią wcisnęła się uzbrojona w pazury łapa. Zatoczyła w norce półokrąg, jakby chciała z niej wymieść całą zawartość. Chrobotka wcisnęła się w najdalszy kąt schronienia… Kuna, na szczęście, nie dosięgła jej.
Nastała cisza, którą zakłócało jedynie bicie mysiego serca: „Tu-dum, tu-dum, tu-dum”.
– Jeśli ocaleję, będę słuchała mamy i taty- szeptała do siebie uciekinierka, łapiąc oddech.- I już nigdy nie opuszczę nory. I nie będę się kłócić z bratem. Mmm… skąd ja znam te obietnice? Sama je wypowiadałam w piaskownicy pod wiaderkiem, gdzie się ukryłam przed kocurem. No i nie dotrzymałam słowa – i jestem, gdzie jestem.
Jak do tego doszło? Pewnego sierpniowego wieczora Matylda wdrapała się na strych, aby odwiedzić nietoperza zwanego „latającą myszą”. Miło było popatrzeć na „myszopodobnego” zwierzaka, który lata jak ptak. Poza tym chciała się dowiedzieć, co się dzieje w ogrodzie po zmroku. A nietoperze, jak wiadomo, są „rycerzami nocy”. Nie zastała przyjaciela, a widok kuny wyjaśniał powód nieobecności.
Ona sama także wolałaby być gdzieś indziej. Niestety, została uwięziona w starej norze, którą nie wiadomo kto i kiedy wydrapał. Pewne były dwa fakty. Jeden, że na zewnątrz czyhała kuna. Drugi, że to drapieżnik groźniejszy od kocura!
– Nie masz szans- usłyszała po chwili Matylda.- Wyjdź, porozmawiamy, nic ci nie zrobię.
Zaciekawiona myszka ostrożnie zbliżyła głowę do wylotu norki. Napastniczka siedziała nieopodal na zakurzonej skrzyni i przyglądała jej się badawczo.
– Nie wiem, czy mogę zaufać mordercy- mruknęła chrobotka.
– To niesprawiedliwe- powiedziała z goryczą kamionka.- Wszyscy mówią o kunie-drapieżniku, a nikt nie wspomni o troskliwej matce.
– Masz dzieci?- zaciekawiła się Matylda.
– W dziupli czekają na mnie cztery kuneczki- dwie dziewczynki i dwóch chłopców. Są głodne, od dwóch dni nic nie jadły. A teraz, kiedy wyruszyłam na poszukiwanie jedzenia, czują się takie bezbronne i opuszczone… Biedne maleństwa…
– To bardzo przykre- przyznała chrobotka, która oczami wyobraźni ujrzała czworo wychudzonych, piszczących zwierzaczków.- Czy mogłabym ci jakoś pomóc?
– Oczywiście- zapewniła ją kuna.- Pomyśl sobie, możesz ocalić życie czworgu dzieciom! Będę ci dozgonnie wdzięczna.
Zaciekawiona myszka wychyliła z nory głowę, a kuna… skoczyła! Matylda odruchowo cofnęła się, ale ostry pazur musnął jej futerko na pyszczku.
– Obiecuję, że nic nie poczujesz- usłyszała.- Jedno krótkie „trach!” – i będzie po wszystkim.
– Ty… ty… ty…- przestraszona myszka z trudem łapała oddech.- Ty chciałaś mnie zabić!
– Mam do wykarmienia cztery kuneczki- przypomniała napastniczka.
– A ja mam mamę, tatę i brata Błażeja. Czasami się z nim kłócę, ale go kocham i on mnie też. Jeśli nie wrócę do rana, będą się o mnie martwić.
– Mmm… przykro mi- powiedziała kuna.
– I jeszcze prowadzę szkołę dla dzieci sąsiadów- dodała myszka.- Mam w klasie małą muszkę, młodego mola i szczurka z sąsiedztwa. Nie twierdzę, że są pilnymi uczniami, ale będą się niepokoić, jeśli jutro…
– Dobrze już- przerwała jej kamionka.- Dam ci spokój. Zresztą zanim byś wyszła z tej swojej dziury, moje dzieci mogłyby umrzeć z głodu. Żałuję tylko, że wdałam się w rozmowę z tobą. Teraz, kiedy spotkam jakiegoś gryzonia, w wyobraźni będę widziała jego nieszczęśliwą rodzinę. Nie ułatwi mi to zadania. Ale na wszelki wypadek strzeż się kun, mała myszko!
– Będę uważać- obiecała niedoszła ofiara.- I mam nadzieję, że uda ci się nakarmić dzieci.
– Dam sobie radę- zapewniła ją kuna. Wspięła się na belkę i po chwili zniknęła Matyldzie z oczu.
***
Przy wejściu do nory czekała na chrobotkę cała rodzina.
– Gdzieś ty była, coś ty robiła?- zapytała mama.
– Myślałem, że coś ci się stało- zapewnił ją brat, z którym ciągle się kłóciła.
– Już mieliśmy wyruszyć na poszukiwania- oświadczył tata.
– Przepraszam, że długo mnie nie było. To dlatego, że zagadałam się z pewną troskliwą matką- wyjaśniła córka. Była zmęczona. Powłócząc łapkami, dotarła do łóżka i ledwo przyłożyła łepek do poduszki, zasnęła.
Lalki made in Warsztat Terapii Zajęciowej w Kamieniu Wielkim
Grafiki: pngegg